Wybierając się z Młodymi na plener w Karkonosze, miałem wizję mrocznych, strzelistych i soczystych kadrów, w których para będzie jedynie subtelnym, ale zaskakującym elementem kompozycji. Ona sino-blada, on demoniczny, dramatyczne chmury przy zachodzącym słońcu. Krótko mówiąc, chciałem mieć czarno-biały koszmar z Transylwanii na zdjęciach. No ale jak to bywa, czynnik ludzki zadecydował. Mój Drakula przy każdej scence śmiał się do rozpuku, a moja demona pękała, gdy zobaczyła minę męża. Nie pomogły piwa w Samotni ani kielonek z meteorologami na szczycie Śnieżki ;-)
Zatem sesja wyszła pogodna, pełna dowcipu i ciepłych uczuć...
Drakulę odkładam do następnej sesji...